Byłam dzisiaj w kościele. Jako, że mieszkam w małej miejscowości;wszyscy się tu znają, a liczba osób w moim wieku na mszy wieczornej nie przekracza 3; to też bardzo się zdziwiłam widząc nową twarz. Była to dziewczyna. Miała na oko ok.18 lat i ....była idealna. Szlag mnie trafiał za każdym razem jak na nią spojrzałam. Miała wszystko, czego ja nigdy nie miałam, a zawsze pragnełam mieć: idealną figurę, urodę, idealną cerę. Miała długie, proste, kruczoczarne, gęste i lśniące włosy, czarne oczy, hebanową karnację. Ona nie musiała używać podkładu, by zatuszować niedoskonałości, bo ich nie miała. Patrzyłam na nią i z każdą chwilą czułam się mniejsza, ulatywała moja pewność siebie. Ona wydawała się kusić nawet w kościele. Delikatne ruchy w jej wydaniu nabierały erotyzmu. Poprawiała włosy w taki sposób, że wszyscy faceci spoglądali ukradkiem w jej stronę. To była dziewczyna, za którą oglądali się wszyscy.Dziewczyny-oceniająco z zadrością, a faceci...ehhh z nieukrywanym pożądaniem. Nienawidziłąm jej z całego serca chociaż jej nie znałam. Nienawidziłam ją nie za to,że jest idealna, ale za to że ja taka nie mogę być. Taka dziewczyna mogła mieć wszystko...Taką dziewczyną zawsze chciałam być....