Tęsknota...
I wyjechał...Nie ma go dopiero od dwóch dni a ja umieram bez niego... Nie mogę sobie znaleźć miejsca...Czuję się jak na głodzie...Ciągle coś mnie denerwuje...Płaczę na reklamach, które kojarzą mi sie z nim. Za bardzo się do niego przyzwyczaiłam zeby spędzić samotnie te 9 dni...
Pojechał do Włoch...już nawet nie chodzi o to, że boję się ze mnie zdradzi bo (o ja naiwna), nie biorę tego pod uwagę...Chcę mu ufać...Ale chodzi o to, że nigdy nie spodziewałam się, ze mozna za kimś tak tęsknić. Brakuje mi wszystkiego co związane z nim. Nawet tych jego durnych żartów...a może tego właśnie najbardziej....bo bez niego życie jest jakby mniej kolorowe...Budze się z przekonaniem, ze nie waro wstawac skoro i tak nie dostane sms'a na dzień dobry. Zasypiam z słuchawkami na uszach zeby muzyką zagłuszyć nadzieję, że napisze na dobranoc...Od dwóch dni pisał codziennie...Dzisiaj nie napisał wcale...To straszne jak szybko przywiązujemy sie do rutyny. Jak tylko coś zakloci codzienny porzadek zaraz odczuwamy pustkę... Nie mam mu za złe, że tak mało pisze...Ciesze się, że pisze w ogole...ale brakuje mi tych sms'ow co pol godziny z "muaaaaaaa;*;*;*;*;*;*;*;*"...Taki mój kochany idiota...za którym cholernie tęsknie i dla ktorego zrobilabym wszystko...