Witam! Nie liczę na to, że mój blog będzie czytany... Zakładam go dla własnej satysfakcji...a troche dla zrealizowania mojego marzenia z dzieciństwa by zostać pisarką...Mój blog nie bedzie ciekawy...a przynajmniej nie dla osób, które mnie nie znaja...które nie przeżyły moich problemów, które nie były ze mną kiedy się cieszyłam z rzeczy, które i tak okazały się porażką...Więc jeśli nie macie ochoty na czasami smutne, czasami refleksyjne a czasami szalone zwierzenia przeciętnej kobiety to od razu możecie zmienić stronę...;)
Jestem Sylwia i mam skłonność do przesady...tak mogłabym się przedstawić na grupie terapeutycznej...przesadzam zawsze...kiedy zdradza mnie (rzekomo) mój facet...(ale jak tu nie przesadzać, kiedy przychodzi do domu z podpisem obcej kobiety na karku??), przesadzam kiedy oceniam swój wygląd (coś trzeba mówić patrząc w lustro), przesadzam kiedy opowiadam o stanie swojego zdrowia (przecież na coś trzeba umrzeć...). Oprócz skłonności do przesady mam także skłonność do truskawek i wszystkiego co z nimi związane, do przystojnych mężczyzn (a która kobieta nie ma??;D), do drani, do przelotnych romansów, do czekolady, do...ehhh jest jeszcze wiele, wiele rzeczy do których mam skłonność...Można by rzec,że mam skłonność do skłonności...
Jestem kobietą nie-kochaną...Taki przykład...Od kiedy zerwałam z jedynym facetem, który miał być księciem z bajki (o ja naiwna!) trafiam na samych drani, dla których sam fakt, że potrafią po pierwszej randce zaciągnąć kobietę do łóżka jest nie lada wyczynem. taki przykład...Ostatnio...chcąc zarobić trochę grosza...(dosłownie;)) i chcąc poczuć się jak w raju, wstałam o 3 nad ranem i wyruszyłam na pole zbierać truskawki...Gdy zajechałam na miejsce mój wzrok przykuły nie piękne, skropione rosą owoce, ale przystojny facet...kierownik...hmmmmhhhmmm...trudno było mi skupić sie na pracy; i wszystko byłoby dobrze gdyby nie fakt, że pod wpływem porannej mgły, rosy i ogólnie wilgoci, moje piękne, proste, lśniące we wschodzącym słońcu włosy nie skręciły się, a seksowne beżowe szorty nie przybrały purpurowego koloru truskawek..."No pięknie, z takim wyglądem nie mam szans" pomyślałam i wróciłam do domu...Nie dosyć, że prawie nic nie zarobiłam, bolały mnie plecy od schylania i brzuch od truskawek to jeszcze nici z mojego super-podrywu... Postanowiłam uratować strzępki mojego wizerunku i następnego dnia wybrałam się na pole (hehe) odstawiona jak na beach party...Wyprostowane, lśniące włosy rozpuściłam...założyłam stanik od stroju kąpielowego, obcisłe, seksowne spodnie i ruszyłam do boju...Na efekty nie musiałam długo czekać...Mój cudowny Pan Truskawkowy podszedł do mnie i zaczęliśmy miłą konwersację...Wracałam do domu z małym niedosytem i z wielką chęcią do pracy;D Niestety...chęci te opuściły mnie przy pierwszych promieniach słońca i nawet wizja zobaczenia mojego księcia z bajki nie była tak zachęcająca, żeby wywlec mnie z łóżka... Myślałam,że już nigdy się nie spotkamy, więc możecie sobie wyobrazić jak wielkie było moje zdziwienie, gdy idąc na plażę w mojej miejcowości spotkałam moje Marzenie;D Spędziliśmy cudowne popołudnie nad jeziorkiem, potem następne, następne...Aż któregoś dnia on nie przyjechał...nie byłam jeszcze na tyle zaangażowana, żeby cierpieć, ale odczułam jego brak... Następnego dnia zobaczyłam go jak szedł za rękę z dziewczyną...Poznałam ją...Była 3 lata starsza od nas i od dawna pracowała przy zbiorach...Tylko czekałam, aż pojawi się na gg, a gdy zobaczyłam że jest dostępny...spytałam czy jest z tamtą laską...odpowiedział, że jest od tygodnia...hmmm staz może niezbyt zachwycający...Pomyślałam z niemałym zadowoleniem, że skoro 3 dnia swojego związku obmacuje się ze mną to chyba nie potrwa on najdłużej...
Dzisiaj znowu gadaliśmy na gg...rozmowa nie kleiła się jak kiedyś...ja byłam bardziej oschła...on to chyba dostrzegł...Pogodziłam się z myślą, że już nigdy nie będzie mój...
Na gadu pożegnał mnie "do zobaczenia jutro, slonce" ...hmmmm...Może nie wszystko jeszcze skończone??? C.D.N