jeszcze 7 dni;)
No tak....Zaden placz (a plakalam prawie caly dzien) ani gniew, krzyk, nie pomogly...Musialam zostac w domu, a on nie mogl przyjechac:( Bylo mi strasznie zle, ale dowiedzialam sie ze za tydzien nie ma treningu wiec spotkamy sie nie 17 a juz 10 marca;) Wiem, ze ciesze sie na zapas i w ogole ale nie potrafie sie nie cieszyc;D Bede chyba odliczac godziny....a jak go spotkam to rzuce mu sie na szyje i nie puszcze:P Zdalam sobie dzisiaj sprawe, ze takie sytuacje jak ta dzisiejsza przekonuja mnie jak bardzo mi na nim zalezy...Niby codziennie jest tak normalnie...sms'y, gg...takie male gesty...a jak przychodzi sytuacja ze moglabym go stracic o trace zmysly. Nie panuje nad swoimi emocjami. Rozrywam mysli na strzepy...zdajecie sobie sprawe jak wtedy jest mi ciezko?? jest m iciezko z sama soba...nie moge z soba wytrzymac i wydaje mi sie ze umre jak sie do niego nie przytule i nie poczuje jego zapachu...Czy to jest juz milosc??